Najnowsze wpisy, strona 36


lis 07 2005 ...592...
Komentarze: 4

... z łezką w oku ... drżeniem rąk ... i zaciśniętym gardłem wspominam czasy... kiedy chodzenie do pracy było dla mnie przyjemnością... kiedy w pracy miałam przyjaciół... a obok nudnych obowiązków znalazła sie i chwila na lekcję tańca, sprośny żart, kilka plotek... i bardzo żałuję że tamte czasy już nigdy nie wrócą... a 12 kobiet nigdy nie będzie 5 mężczyznami...

...niespodziewałam się, że tak łatwo można entuzjazm z realizacji marzeń zamienić w drogę przez męki... dziś od 10 do 18...

on_the_edge : :
lis 05 2005 ...591...
Komentarze: 9

...dokładnie dwóch dni...  i pół godziny... podpisania rozmowy i kilku słów ... tyle potrzebowalam zeby stracic mój entuzjazm ... do pracy oczywiscie... pierwszego dnia usłyszałam, ze mam niewyraźne pismo... szok.. ale oczywiscie z usmiechem na twarzy przyjelam przeprosilam ... i zaczełam pisać drukowanymi... drugiego dnia przyszłam do pracy za 20 ósma... myślałam lepiej później niż wcześniej, zreszta jeszcze do końca nie wiedzialam ile sie tam jedzie i czy bedą korki.. a poza tym tak nie fajnie dostać opieprz za spóźnienie drugiego dnia... wiec byłam wcześniej... i co?.. i też dostałam opieprz.. od sprzątaczki... że za wcześnie.. i to ta sama baba, która poprzedniego9 dnia przy kadrówce powiedziala... "nie musiała pani tam siedzieć i czekać trzeba było wejść"... widać już w cztery oczy z nowym pracownikiem pani sprzątaczka nabrała animuszu... i wykorzystała swoją włądzę... jeszcze najechała na mnie że butów nie zmieniam... na co ja oczy w słóp bo a) w szkole to ja nie jestem b) jak zauważyłam zadna z koleżanek nie zmienia... ale oczywiście grzecznie przeprosiłam ... zaciskając zęby ze wściekłości... a dzis... wpadłam do pracy na chwilkę... "zakład pracy" odpracowywał 31 listopada.. a ja jako że jestem zatrudniona od listopada... przyjechałam tylko skonsultować jedną sprawę... i przy okazji okazalo sie, iz już sporządzona jest dla mnie umowa... zapytałam czy mogę już podpisac usłyszałam "ja panią poproszę" i o dziwno drzi ktore nigdy się nie zamykały zostały zamkniete... po chwili lodowatym glosem zostałam zaproszona... usiadłam posłusznie... myślałam sobie że będzie to dla mnie podniosła chwila... w końcu pierwsza moja poważna praca... której zawsze chciałam.. o którą tak zabiegałam...   i usłyszałam - że wiedzę merytoryczą to ja owszem mam ... ale ubrierać sie musze bardziej stosownie... że to nie przystoi... że zawód wymaga.. uśmiechałam się przepraszajac oczywiście chociaż w duchu zastanawiając sie za co... sliwkowe spodnie i leko fioletowa marynarka - pierwszego dnia, drugiego - biała marynarka, biały golf brązowe spodnie, wydawały mi sie stosowene.. no ale... powiedzialam, że się dostosuję... ale na słowa, iż kolor moich stringów i tatuaż są komentowane w "zakładzie"... już z trudem przełknęłam ślinę... na koniec podziękowałam przeprosiłam uśmiechnęłąm się i wyszłam... po cyzm przez niespełna godzine ryczałam w rękaw Mojemu Kochaniu nie mogąc pojąć ... jak można być tak obłudnym.. usmiechać sie a za plecamik dupe obrabiać i komentować... na zakończenie dodam chyba oczywistą rzecz... pracuję z samymi kobietami...  tatuaż i stringi nie były ogólnie widoczne... a do mojej szafy zawitał czarny żakiet i spodnie.. chociaż chyba powinny dzinsy, szary swetr, ewetualnie coś w beżu, może jakas garsonka... bo to strój obowiązujący i jedyny akceptowany w moim "zakładzie pracy"...

on_the_edge : :
lis 02 2005 ...590...
Komentarze: 11

...było miło ale sie skończyło... wrocilismy bogatsi o kilka nowych łaszków .. sporo nowych wrazen...  a teraz po  tych 5 dniach w domku potrzebujemy kilku chwil sam na sam... wyciszenia... i odpoczynku... choc od jutra zacznie sie nowy rozdzial naszego mieszkania we dwoje... skonczy sie poranne wstawanie w celu wyprawienia Mojego Chłopca do szkółki... a zacznie wstawanie w srodku nocy w celu wyszykowania siebie do pracy i Mojego Chłopca na uczelnie... skończy sie gotowanie na bieząco... a zacznie pichcenie w pospiechu wieczorem obiadku na drugi dzien... skonczy sie oczekiwanie na Moje powracajace z uczelni Kochanie... skonczy sie zycie kury domowej... a rozpocznie pospiech kobiety pracującej...  i wbrew obawom Wojtusia zamierzam godzic dom z praca i w zadnej dziedzinie sie nie zaniedbywac... juz nie moge sie doczekac... chociaz nadal jestem pewna obaw... ale wszystko sie ulozy... wszytsko będzie dobrze... tak mowi Moje Kochanie... a ja obiecalam w te jego zapewnienia dozgonnie wierzyc... choc to troche trudne będąc wiecznie marudząca pesymistka z wielka wola walki i mala wiara w jej powodzenie...

on_the_edge : :
paź 28 2005 ...589...
Komentarze: 7

... zwracam honor... oswiadczajac jednoczesnie, iz juz nigdy wiecej nie bede panikowała kiedy moje kochanie mówi "będzie dobrze"... bo otoz dzis okazało się że jest i będzie:)... wczoraj wylałam morze łez .. z bezsilności... wściekłości... i ogólnie pojętego wkurwienia... a moje Kochanie przytulało głaskało i powtarzało "spokojnie słoneczko nie poddawaj się jeszcze im pokażemy"... i udało się... wczoraj bowiem w akcie desperacji napisałam maila do mojego promotora z zapytaniem czy moge... czy mam kwalifikacje... a ze jest to niebywały autorytet w kwestii pomocy społecznej i pracy socjalnej wiec komu wierzyc jak nie jemu... a promotor ze stoickim spokojem odpisał - może pani... i obiecał w najbliższej przyszłości podesłać podstawy prawne... postanowiłam upewnić sie u jeszcze jednego autorytetu korzystajac z okazji ze bedac w Łodzi rzeczony autorytet ma akurat dyzur na uczelni... zebrałam sie dziś w sobie... chociaz na mysl o rozmowie z ta kobieta ciarki mnie przechodza... i poszłam... wystałam pod jej gabinetem... usłyszałam od niej ze raczej nie mam sie co spodziewac ze mnie przyjmie bo sie nie zapisałam... przeszyła mnie lodowatym wzrokiem... i juz bylam gotowa uciec.. ale oczywiscie moje Kochanie spokojnie pogłaskał po głowce przytulil uspokoil i kazał walczyc... az tu nagle z opresji wybawila mnie ta sama osoba ktora mnie w nia wprowadzila... otoz dokladnie na 15 minut przed koncem dyzuru rzeczonego autorytetu zadzwonila pani i sprawila, iz owa wizyta nie byla potrzebna... powod prosty i błahy... i chyba nie bede juz przedluzala... nie bede wprowadzala wiekszej dramaturgi... tylko po prostu stwierdze fakt... DOSTALAM PRACE:)... bo jednak sie nadaje... bo to i tamto... bo chyba pani ma burdel i nie pamieta ze mi jeszcze wczoraj mowila ze kategorycznie "nie"... a w srode jade zawiezc dokumenty do akt osobowych i zabrac skierowanie na badania... tu co prawda pojawia sie kolejny strach... gdzie je zrobic?... ale i w tej kwesti po raz kolejny niezastapiony jest mój Kochany Mężczyzna... oczywiscie pogłąskał, przytulił i uspokoił:)... a dzis wieczorem idziemy to oblać:)...

P.S. specjalne podziękowania nalezą sie tez absyncikowi, która podesłała mi jeden bardzo przydatny link:)... a i obiecała sie w końcu ze mna spotkać:)...

on_the_edge : :
paź 27 2005 ...588...
Komentarze: 8

...jestem zalamana... 5 lat studiow... masa praktyk... mnóstwo wkladu... duzo nauki... i jeszcze wiecej checi... do pracy w moim zawodzie... i co sie okazuje?... otoz wedlug ustawy najprawdopodobniej zawod "pracownika socjalnego" na ktory sie najbardziej nastawilam... zawod kory chcialam wykonywac... praca do ktorej przygotowywala mnie ta 5 letnia harowka... jest nie dla mnie... wedlug ustawy bowiem nie moge i juz... bo moje wyksztalcenie mnie nie uprawnia... to cholera jasna ja sie pytam do czego mnie uprawnia!! do sprzedawania pietruszki?... a poradni psychologiczo-pedagogicznej tez pracowac nie moge... bo tez tam nie mam kwalifikacji... to co ja moge?... na razie pozbierac sie nie moge i mam dosc...

on_the_edge : :