Komentarze: 7
...wróciłam... choć tak strasznie mi się nie chciało... w domku jednak czekała na mnie stęskniona kotka... tata spragniony informacji o bracie... kolejne odcinki "brazyliady"... i masa obowiązków... rzeczy do nadrobienia... wróciłam - ale na krótko... ost jestem w domu tylko gościem... w piątek znów w warszawie... i tym razem odwiedzić mi przyjdzie okęcie.. z ta tylko różnicą że tym razem przyjdzie mi żegnać a nie witać... i tym razem moja siostrę... jak o tym myśle to same łzy cisną mi się do oczu a krtań ściska niewidzialna ręka... niby nie widujemy sie codziennie... niby nie mieszkamy już razem ponad 13 lat... ona ma swoje życie - ja swoje... ale jestesmy ze sobą bardzo związane.. w wielu płaszczyznach... jesteśmy przyjaciólkami, powierniczkam... razem chodzimy na imprezy (choć dzieli nas 10 lat)... razem zawiązujemy komitywę przeciw tacie kiedy ma "gorsze dni"... razem pracujemy... a teraz przez 3 miesiace będa nas dzieliły setki tysiecy kilometrów... jedyne co mnie powstrzymuje przed tym żeby ją przykłóć do kaloryfera i nie puścić... to jej własne szczęście... ona tego chce - choć im bliżej wyjazdu tym bardziej sie boi... postaram sie z całych sił podtrzymać ją na duchu.. dac jej świadomość że robi dobrze... chcę żeby nawet będąc tak daleko miała we mnie wsparcie... w końcu po to ma się siostrę...
... szkoda tylko że przed Wojtkiem nie umiem (i nie chce grać)... w środe widział mnie całą promieniejącą... w piątek zobaczy rozżaloną... ale wiem że także w tej sytuacji stanie na wysokości zadania.. przytuli ... pocieszy... po prostu będzie...