Archiwum 05 listopada 2005


lis 05 2005 ...591...
Komentarze: 9

...dokładnie dwóch dni...  i pół godziny... podpisania rozmowy i kilku słów ... tyle potrzebowalam zeby stracic mój entuzjazm ... do pracy oczywiscie... pierwszego dnia usłyszałam, ze mam niewyraźne pismo... szok.. ale oczywiscie z usmiechem na twarzy przyjelam przeprosilam ... i zaczełam pisać drukowanymi... drugiego dnia przyszłam do pracy za 20 ósma... myślałam lepiej później niż wcześniej, zreszta jeszcze do końca nie wiedzialam ile sie tam jedzie i czy bedą korki.. a poza tym tak nie fajnie dostać opieprz za spóźnienie drugiego dnia... wiec byłam wcześniej... i co?.. i też dostałam opieprz.. od sprzątaczki... że za wcześnie.. i to ta sama baba, która poprzedniego9 dnia przy kadrówce powiedziala... "nie musiała pani tam siedzieć i czekać trzeba było wejść"... widać już w cztery oczy z nowym pracownikiem pani sprzątaczka nabrała animuszu... i wykorzystała swoją włądzę... jeszcze najechała na mnie że butów nie zmieniam... na co ja oczy w słóp bo a) w szkole to ja nie jestem b) jak zauważyłam zadna z koleżanek nie zmienia... ale oczywiście grzecznie przeprosiłam ... zaciskając zęby ze wściekłości... a dzis... wpadłam do pracy na chwilkę... "zakład pracy" odpracowywał 31 listopada.. a ja jako że jestem zatrudniona od listopada... przyjechałam tylko skonsultować jedną sprawę... i przy okazji okazalo sie, iz już sporządzona jest dla mnie umowa... zapytałam czy mogę już podpisac usłyszałam "ja panią poproszę" i o dziwno drzi ktore nigdy się nie zamykały zostały zamkniete... po chwili lodowatym glosem zostałam zaproszona... usiadłam posłusznie... myślałam sobie że będzie to dla mnie podniosła chwila... w końcu pierwsza moja poważna praca... której zawsze chciałam.. o którą tak zabiegałam...   i usłyszałam - że wiedzę merytoryczą to ja owszem mam ... ale ubrierać sie musze bardziej stosownie... że to nie przystoi... że zawód wymaga.. uśmiechałam się przepraszajac oczywiście chociaż w duchu zastanawiając sie za co... sliwkowe spodnie i leko fioletowa marynarka - pierwszego dnia, drugiego - biała marynarka, biały golf brązowe spodnie, wydawały mi sie stosowene.. no ale... powiedzialam, że się dostosuję... ale na słowa, iż kolor moich stringów i tatuaż są komentowane w "zakładzie"... już z trudem przełknęłam ślinę... na koniec podziękowałam przeprosiłam uśmiechnęłąm się i wyszłam... po cyzm przez niespełna godzine ryczałam w rękaw Mojemu Kochaniu nie mogąc pojąć ... jak można być tak obłudnym.. usmiechać sie a za plecamik dupe obrabiać i komentować... na zakończenie dodam chyba oczywistą rzecz... pracuję z samymi kobietami...  tatuaż i stringi nie były ogólnie widoczne... a do mojej szafy zawitał czarny żakiet i spodnie.. chociaż chyba powinny dzinsy, szary swetr, ewetualnie coś w beżu, może jakas garsonka... bo to strój obowiązujący i jedyny akceptowany w moim "zakładzie pracy"...

on_the_edge : :