Komentarze: 6
...cudownie czuć się najcudowniejszą... najsexowniejszą... najbardziej pożądaną... kobietą w oczach swojego ukochanego mężczyzny... ale chyba najwyższa pora zrobić coś żeby na takie miano choć odrobinkę zasłużyć...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
...cudownie czuć się najcudowniejszą... najsexowniejszą... najbardziej pożądaną... kobietą w oczach swojego ukochanego mężczyzny... ale chyba najwyższa pora zrobić coś żeby na takie miano choć odrobinkę zasłużyć...
...to nic że post... w końcu kiedyś przeciez trzeba zrobić użytek z walentynkowego prezentu... i to kiedys nadeszło dziś... zmęczeni sobotnim sprzątaniem... postanowiliśmy zasmakować gorączki sobotniej nocy... i stało się... na początku było trudno... ja sobie Wojtuś sobie... nie mogliśmy zgrać naszych ciał... bez wspólnego rytmu... jego ręka jakby obca na moim ramieniu... moja dłon w jego dłoni jakby pierwszy raz... nasze biodra zbyt daleko a nagle nazbyt blisko... każde z nas szukające swojego kawałka przestrzeni... wszystko takie nowe... gorące oddechy... spocone dłonie... przyspieszone bicie serca...choć się bardzo staraliśmy nie do końca potrafiliśmy odtworzyć to, co widzieliśmy na szklanym ekranie... a tu wciąż nowe, coraz trudniejsze pozycje... dopiero odrobina procentów we krwi mojego kochania trochę go rozluźniła... złapaliśmy jeden rytm... i powoli nasze ciała falowały wspólnie w takt muzyki naszych dusz... a biodra zataczały delikatne, jeszcze nieśmiałe ósemeczki... na dziś wystarczy... jutro i tak będą nas bolały wszytkie mięśnie ... nawet te, o których istnieniu do dzisiejszego wieczoru nie mieliśmy nawet pojęcia...najważniejsze jednak to zacząć...i jeśli nawet nie staniemy się zawodowcami... może dzięki cowieczornym próbom... uda nam sie chociaż zatańczyć walca na naszym weselu:)...
w "kołchozie" jak to w "kołchozie"... trza zapier... lać i nie gadać... trza się przyzwyczaić albo spitalać... na razie zapitalam bo mam swój cel... nasz cel...
...a w domu... błogi spokój.. i nic to że w zlewie sterta naczyń... w koszu na bieliznę sterta brudów... w sypialni nie posłane łóżko... a wszędzie płełno ciuchów... nic to że ogólny wszechogarniający burdel wywołany lenistwem powoli dezorganizuje nam życie... nic to - bo w końcu to nasz burdel... w naszym domku... w naszych czterech ścianach... a to że rano nie mogę znaleźć biusthausa to tylko drobny szczególik:)...
...a koniec marudzenia... pora posprzątać bo zbilizają się już kolejne święta a u nas nadal choinka:)...
... a mówiłam juz że jestem wiosennie zakochana nawet przy 15 stopniowym mrozie?... :)
..."kołchoz" Kasia X... słucham"... powiedziała odbierając telefon od ukochanego...
... chyba rzeczywiście praca mi szkodzi skoro własną komórkę odbieram powitaniem sponsorowanym przez kołchoz... i to w dodatku widzac na wyświetlaczu, że to dzwoni moje Szczęście:)...
... z rzeczy przyjemniejszych - w sobotę idziemy na bal... i o dziwo wszystkie elementy stroju - wraz z dodatkami - mam zakupione... a sukienka kosztowała mniej niż korale*... więc chyba nie jest źle... choć w ogólnym rozrachunku - z portfela znów ubyła niezła sumka, a w szafie (w której już miejsca nie ma nawet na szpilkę) zawiśnie nowa sukienka i staną nowe buciki... ciekawe kiedy Wojtuś zacznie wyprowadzać moje ubrania na balkon, żeby zrobic miejsce na swoje ;)...
*żeby nie było że korale są z brylantów i kosztują fortunę - wyjaśnieniem - korale - 27zł...
...moje walentynki... nasze walentynki... pobudka jak co rano... zbyt wczesnie... pospieszne ubieranie i wymaresz do pracy... jak zwykle korki... w pracy zapiuprz totalny... a kolo czerwonych serduszek kolejne popisy pani "kierownik kołchozu"... jad od palcy stóp aż po gubek nosa... i wszytsko na nas przez nas ... jedna myśl - oby do domu... upragniona 16... i pędem do metra... cóż że ślizgo... nic tam że pada śnieg... byle do domu... przesiadka.. autobus... sms... i był ... przyszedł ... uchronił przed upadkiem... przytulił... moja ostoja - nasz dom... prezent, cudowne kwiaty... a ja do zaoferowania miałam tylko kolację przy świecach... jego ulubioną chińszczyznę... i siebie na deser... kolacja zjedzona... a po niej ... drzemka... tym razem nie moja... i kurtyna opada w dół... i na tym koniec walentynek... moich ... naszych... a na deser kłótnia i łzy... nawet komercyjny sztucznie wymyślony dzień miłości przestaje nam wychodzić... źle się dzieje w państwie duńskim... ech...
dopisek z rana...
... a po burzy deszcz... a po deszczu słońce... rozmowa nocna... i już od razu lepiej...