…źle się dzieje w Państwie Duńskim… prześladuje nas jakieś fatum… najpierw Wojtek zgubił okulary (jego ulubione, moje znienawidzone, ale niezbędne do prowadzenia samochodu w słoneczne dni), potem zapomniał zabrać spod windy walizkę z Jaśkowymi ubrankami ( i kilkoma moimi jak się później okazało) – ktoś oczywiście wykorzystał ten fakt i wszystko poszło w piz** … do tego siostrzeniec małżonka wypiął się na efekt pracy zleconej i w ten oto sposób zapłaty – zero, czasu zmarnowanego – od metra… oczywiście małżonek położył po sobie uszy – chciał skończyć na meilu pt. „tak się nie robi stary” – ale żona czyli ja tak łatwo nie daję się „wypstrykać” więc powiedziałam chłopakowi kilka ciepłych słów i już na pewno uchodzę za niezłą heterę… po drodze – po odmowie przez potencjalną chrzestną „podania” Jaśka – odmówiła ona też przyjazdu bo – UWAGA – obiady jada z mężem a on pracuje i przyjechać nie może… reszta rodzinki z tamtej strony też wypięła się dupą mając za wymówki a) pracę ( tiruriru – raczej skrępowanie zachowaniem męża alkoholika vel brak kasy na prezent za to na 30 kredytów – a i proszę) b) małe dziecko (starsze dziecko od Jaśka o miesiąc a podróż dla niego 140 km to za dużo, w sumie nie ma się co dziwić skoro jego „spacery” zahaczają jedynie o balkon, no raz na tydzień o spacer po parku) … c) dużo nauki – uwaga- w NIEDZIELĘ… i tak oto nawet na zdjęciach tej rodziny mieć nie będziemy – może to i dobrze – sami się odcinają – my nie będziemy musieli niszczyć zdjęć … a wczoraj na dokładkę dostałam mandat – za złe parkowanie… jakiś służbista chyba chciał wyrobić normę, bo nigdy w tym miejscu mandatów nie wlepiali, pan strażnik miejski poinformował mnie, że mogę iść do sądu się odwołać - a sam chyba nie do końca wierzył, że jego kolega się przyczepił, bo nie bardzo miał podstawy – ale wezwanie wezwaniem – mandat trzeba wlepić , a ja nie mam czasu na głupią szarpaninę… i tak oto uszczupliłam nasz i tak już nadwyrężony budżet o kolejną stówkę… wszystko to sprawia że jestem sfrustrowana, przemęczona, wiecznie boli mnie głowa i nie mam na nic siły i ochoty, w nocy spać nie mogę, a brak apetytu Jaśka doprowadza mnie do furii, której nawet wyładować nie mogę… jedyna radość z życia – postępy Brombla i jego rozbrajający uśmiech kiedy próbuję go uraczyć pysznym mleczkiem…
p.s. w kinie - multibabykinie - było super - Jasiek okazał się kinomanem, wielki telewizor wręcz go zahipnotyzował, trochę pomarudził, zasnął na jakieś 20 minut, ale kiedy zaczęły się pikantniejsze sceny - szybciutko wrócił do wlepiania się w piekną Penelopę:) z pewnością jeszcze kiedyś powtórzymy ten miły przerywnik codziennej rutyny:)