Archiwum lipiec 2005, strona 2


lip 05 2005 ...539...
Komentarze: 12

...spakowani...zwarci i gotowi... jutro pobudka o świcie... i kierunek Trójmiasto... mam nadzieję że w ferworze w całym tym pośpiechu pakowania... niczego nie zapomnieliśmy... w razie czego pod ręką mamy mtz'kę i ambiwalencję... to nas chyba w potrzebie nie zostawią:P...

...to będzie cudowny wyjazd... taki ostatni ze studenckich... taki pierwszy nasz nadmorski... z zachodami i wschodami słońca, szumem fal, piaskiem, beztroskim nic nie robieniem... i moimi urodzinami gdzieś w trakcie.. będzie cudnie .. romantycznie.. nawet jeśli będzie padał przepowiadany deszcz.. a tfu na zły urok:)...

on_the_edge : :
lip 04 2005 ...538...
Komentarze: 17

...wczoraj były kręgle... i rzutki ... i cymbergaj... i we wszytskim przegrałam... romantyczny spacer nad Wisłą też był... Warszawa z zupełnie innej strony... tak spokojnie... tak cicho... romantycznie... a dziś - dziś mam zakwasy w prawej ręce... mnóstwo bąbli po ugryzieniach wygłodniałych komarów... ale reasumując - plusy i minusy - było cudownie... tak beztrosko... skończył się weekend i znów pora podjać dorosłe kroki... dzis rozmowa w administracji... powinni nam oddać za wymianę okien i podłoża ... i oto idziemy powalczyć... ja co prawda będe to robiła tylko poprzez duchowe wsparcie... bo rozmowę przeprowadzać będzie Moje Kochanie ( w końcu to jego mieszkanie)... ale i tak czuję się poddenerwowana... nienawidzę biurokracji... a panie z administracji w Łodzi niczym nie odbiegają od tych z dziekanatu... ale może i w tym wypadku Warszawa mnie mile zaskoczy?...

on_the_edge : :
lip 02 2005 ...537...
Komentarze: 7

...walka o "nasz wspólny magiczny dom"... starcie któreś tam... wczoraj  castorama i panele... dziś ikea i cała reszta, czyli jak umeblować dom mając do dyspozycji wizjonerkę-marzycielkę, czyli mnie... i pragmatyka-inżyniera, czyli Moje Kochanie... otóż najlepiej, żeby mieszkanie miał z 200 m kwadratowych... z 10 pokoi i każdy dostał po połowie do urządzenia... w innym wypadku bowiem... ostre słowa, masa sporów, niedomówień, nerwów i wielkie stresy murowane... i tak też było dziś... jednak w wielkich trudach doszliśmy do kilku konsensusów i tak oto wybraliśmy łóżko do sypialni... zestaw mebli do saloniku... i stół... trochę oświetlenia i inne duperele jak chociażby zestaw naczyń kuchennych... i na tym koniec sielanki... nadal bowiem rysuje sie problem a) gdzie my to wepchniemyu do "naszego magicznego domu", który jednak nie okazał być się z gumy i metrówka w każdym  miejscu pokazywała o kilka metrów za mało ... oraz b) skąd my na to weźmiemy kasę... każde z nas dzis już miało swoje 5 min na panikę... każde z nas powiedziało już o parę przykrych słow za dużo (no przyznam się że w tej konkurencji lepiej wypadam ja) ... więc teraz pozostaje nam usiąść i na spokojnie wsytko przemyśleć... do czego idealnie nadalejmy się oboje - bo otóż moj kochany pragmatyk-inżynier narysuje wszytsko w odpowiednim programie a ja sobie wirtualnie powstawiam co potrzeba... i tak oto połączenie wizji z realizmem da idealne mam nadzieję rozwiązanie jak wygodnie ale i ładnie urządzić "nasz magiczny dom"...

...P.S.... po dzisiejszym dniu to aż się boje pomyśleć co będzie jak się rozmnożymy.. bo wtedy już na bank trzeba będzie zaadoptować piwnicę... pytanie tylko czy przeniesiemy tam pokoj komputerowy czy jadalny kącik... chociaż .. o czym ja myśle... po dzisiejszych moich wybrykach to ja chyba nie dostanę nawet pierścionka;)...

 

on_the_edge : :
lip 01 2005 ...536...
Komentarze: 7

...powoli zaczyna się codzienność we dwoje... po długim dniu spędzonym na poszukiwaniu paneli, płytek, wyborze oświetlenia... po udanych zakupach ubraniowych.. chociaż zaplanowanego kostiumu kąpilowego nie kupiłam... wrócilismy do domu... a tu Kochanie ściągnęło ciuszki... rzuciło ubranka na fotel... czyli rozpoczęło się typowe dla nas tworzenie burdelu.. ale od dziś postanowiłam wprowadzić regułę... wszystko ma swoje miejsce... coby w nowym "naszym magicznym domu" nie zapanował od razu bałagan... na moją prośbę "odwieś ubrania do szafy" ... Kochanie spojrzało błagalnym wzrokiem... i stwierdziło, że skoro wieszam swoje... to po co sie dwa razy trudzić... odwiesze też jego... czyli kazał pan - zrobił sam... wieszając spodnie - odkryłam dlaczego zajmują tyle miejsca.. otóż Kochanie nie wyciąga chusteczek i innych szpargałów z kieszeni.. tylko wszystko jak ściągnie z tyłeczka upycha do szafy... nauczona tym faktem... zanim posegregowałam Jego ubrania do prania... przeszukałam kieszenie spodni... uprzedzając oczywiście że będę w nich grzebała.. żeby w razie czego sam się w porę zreflektował zanim znajdę jakieś "ciekawostki"... na szczęście w kieszeniach oprócz dychy nic nie było... ale - o zgrozo - zapomniałam sprawdzic co kochanie nosi w koszulowych kieszonkach... o czym zostałam upomniana zanim sterta brudów trafiła do siostry, która ma ubranka wyprać... chyba zatem nici z samodzelności Mojego Mężczyzny... i coś czuję że "w Naszym magicznym domu" będą panowały podobne porządki... ale jak na razie nie narzekam... ba - jestem wręcz zadowolona... bo Kochanie ma nową fajową kurteczke i sweterek (w maxymalnie zaskakująco przecenionej cenie)...a ja dwie torebki (także wery okazyjnie)... a niebawem odbiorę sobie obiecany masaż... tak więc w naszym związku każdy robi to co umie... ja zajmuję się ubrankami.. począwszy od zakupu, poprzez składanie, a na praniu skończywszy... a moje Kochanie mnie cudownie masuje :).. i jak tu nie wierzyć w związki ideane i dwie mityczne połóweczki:)...

on_the_edge : :