Archiwum sierpień 2005, strona 2


sie 14 2005 ...552...
Komentarze: 7

...i znów w Warszawie... z małym poslizgiem, ale jednak... a wszystko przez moją piątkowo-sobotnią "niedyspozycję" żołądkową jak delikatnie można określić to co się ze mną działo przez te dwa dni...  z Łodzi przywieźliśmy ze sobą dwa plecaki wyładowane po brzegi... a to jeszcze nie przeprowadzka... bedzie ciężko coś mi sie zdaje... dziś mielismy już pojechać mebelki stare porozkłądać i poprzeglądać czy cos z tego co obecnie stoi w "naszym magicznym domu" może nam sie pczyda... ale w związku z moim "ozdrowieniem" i powrotem do sprawności "jako takiej" Moje stęsknione Kochanie zaplanowało inne "rozrywki" ;)... coż pozostaje mi tylko kusząco wyglądać ... i udawać "niezdobytą" ;)...

 

on_the_edge : :
sie 12 2005 ...551...
Komentarze: 5

...wróciliśmy... było .. hmm... błotnie, deszczowo, ulewnie, mzawkowo, ciut słonecznie, odrobinkę tęczowo, obrzydliwie jedzeniowo, ciasnawo, zimno, brudno... ale pomimo wszelkich niedogodności... suma sumarum... przyjemnie... bo jak inaczej mogło być z Moim Kochaniem, moja kochana Kamilką, wciąż wkręcającym Gabciem, zabawnym K., nadwyraz dojrzałym M., opieszałą K., niekompetentną O., i bandą dzieciaków (mniej lub bardziej symatycznych ale zawsze dostarczających wrażeń)... bo otóż wylądowaliśmy w bieszczadzkiej stanicy ZHP... na obozie nie do końca dla harcerz, ale jednak pretendującym do takiego... gdzie starano sie zachowac wszelkie reguły... były więc apele, musztry, odprawy, zajęcia programowe, służby ( w tym w kuchni - gdzie naoobierałam się ziemniorów na 10 lat do przodu, więc chyba w "naszym magicznym domu" tę czynność przejmie Moje Kochanie:) )... był nadmiar wody z nieba i niedomiar w kranie... ale przede wszystkim był bieszczadzki klimat... oderwanie od rzeczywistości... i życie toczące się zupełnie innym rytmem... spokojnie niemalże bezproblemowo... pomijając przeciekający namiot, strach przed zwianiem dobytku życia i nas wraz z nim, oraz wszechogarniającego wkurwienia na wszędobylskie błoto ... a teraz powrót do rzeczywistości... zyskaliśmy kilka udogodnień... jak chociażby ciepłe łóżko, stały, suchy dach nad głową i pyszne dania mojej mamci... ale wróciły tez problemy dnia codziennego... i strach... bo "życie dorosłę" już czeka za progiem... i puka nieubłaganie do drzwi ponaglając i przypominając że już pora opuścic rodzinne gniazdko... ale damy radę... w końcu przetrwaliśmy pionierskie warunki bieszczad... mamy siebie... mamy naszych przyjaciół... i głowy pełne planów do realizacji... trzeba tylko zacząć...

on_the_edge : :
sie 01 2005 ...550...
Komentarze: 7

...kicia u siostry Wojtka... dom względnie wysprzątany... plecaki spakowane... a to oznacza... że już jutro uniosą mnie na skrzydłąch bieszczadzkie anioły... cudowna wizja 10cio dniowego wypadu w góry... ale i tak najlepsze czeka nas po powrocie... nasze własne m... juz puste... już gotowe żeby nas przyjąć... tylko jeszcze, żeby wszytsko się magicznie wyremontowało i umeblowalo...  i już moglibyśmy zasiedlić "nasz magiczny dom"... mówiłam juz że jestem bardzo bardzo szczęśliwa?... po uszy zakochana... kochająca i kochana?... mówiłam?... no coż to powiem jeszcze raz... szczęśliwa... zakochana... kochajaca i kochana... oto cała ja:)...

on_the_edge : :