...wczoraj mialam zwyzke formy... nawe smialam sie jak kiedys.. nie tylko zewnetrznie.. do srodka tez wstapila jakas nutka nadziei... dzis.. znow spadam na lep na szyje.. w odchlan mojej samotnosci.. w odchlan mojego smutku... w moja szara codziennosc...dlaczego...tak bardzo potrzebuje sie od kogos uzaleznic... kogos uzleznic od siebie.. dlaczego tak bardzo potrzebuje swiadomosci... ze gdzies tam kogos mam.. do kogos wracam... czlowiek nie jest stworzony do zycia w pojdedynke.. ale skad u mnie tak daleko posunieta paranoja?... znowusz dziala zasada przekory? jak w przypadku dziecka? bardzo go pragne - kiedy nie mam partnera... potencjalnego ojca... a kiedy ktos taki sie pojawai - zapieram sie rekoma i nogami.. jeszcze bedzie czas... dlaczego to samo odwrocenie .. przewrotnosc mysli odczuc dziala takze w przypadku poszukiwan "drugiej polowy"? czemu zawsze najbardziej pragne tego.. czego miec nie moge... samotności w zwiazku.... przynaleznosci w samotnosci... dziecka bez ojca... ojca bez dziecka.... pokrecona psychika ma... potrzebuje teraz... mentora...
dobre Anioly...znaja moje potrzeby... tylko czemu na nie nie odpowiadaja?