Najnowsze wpisy, strona 4


gru 21 2008 ...752...
Komentarze: 7

...dziś Jaś kończy trzy tygodnie... jest jeszcze taki malutki, a jednoczesnie z dnia na dzień widac jak rośnie... codziennie robimy coś nowego - od banalnego obcinania paznokci, poprzez werandowanie, a dziś czeka nas pierwszy spacer... dziś też wypróbowaliśmy chustę - jak widac poniżej - Jaś poczuł sie w niej tak dobrze, że od razu zasnął:) a ja przypomniałam sobie jak to było nosić go tuż pod serduszkiem...

on_the_edge : :
gru 15 2008 ...751...
Komentarze: 4

…pierwszy dzień sam na sam z Jasiem… na razie dajemy radę ale ograniczamy się tylko do jedzenia i zmiany pieluch, a w międzyczasie śpimy… ten miniony tydzień po raz kolejny uświadomił mi jak cudownego męża mam… teraz bardzo mi go brakuje, ale w końcu ktoś musi zarabiać na naszą trójkę… na szczęście do świąt pozostało 6 dni pracy – nie licząc dzisiejszego, a potem będziemy razem przez kolejne 12 dniJ
…jeśli chodzi o karmienie piersią – zostałam odrzucona… Jasiek głodomorek i leniuch wybrał butlę – na szczęście nie gardzi odciąganym maminym pokarmem… więc mnie nie pozostało nic innego jak doić, doić i jeszcze raz doić się…

on_the_edge : :
gru 10 2008 ...750...
Komentarze: 7

…dziś był najcięższy dzień w dziesięciodniowej karierze Jaśka na tym świecie… a wszystko zaczęło się właściwie wczoraj wizytą patronacką pani położnej… Jasiem akurat rano dostał strasznej wysypki na buzi i większość wizyty kręciła się wokół tego faktu… pani położna najpierw stwierdziła, że to rumień noworodkowy, ale jednak przypomniała sobie historię z gronkowcem u swojego poprzedniego podopiecznego i nie omieszkała nam o tym wspomnieć… czym zasiała u mnie ostrą panikę… niby mówiła, że to jej wygląda na alergię, kazała odstawić wszystkie kosmetyki, wykąpać
w nadmanganianie potasu lub krochmalu ale jednocześnie kazała rano zgłosić się do pediatry w celu sprawdzenia co i jak… i tak też uczyniliśmy… wieczorem spóźniona kąpiel w łososiowym roztworze była dla Jaśka nawet przyjemna, a po kilku godzinach było już widać poprawę … rano część krostek zniknęła a pozostałe przyschnęły… jednak jako młodzi rodzice bez doświadczenia postanowiliśmy wykonać polecenie położnej i udaliśmy się do przychodni… i tam się zaczęło … młoda lekarka odkryła jeszcze ropiejące oczko, jakieś dziwne zaczerwienienie na „ptaszku”, nadmierną żółtaczkę i mały przyrost wagi – chociaż na archaicznej wadze nie była w stanie dokładnie zważyć małego … i tak oto dostaliśmy skierowanie na pogotowie w celu pobrania krwi (to byłby już 4 w życiu Jaśka, a po trzech ostatnich ma nadal sine rączki) … młoda Pani doktor bowiem podejrzewała jakieś bakteryjne zakażenie… tak więc wyruszyliśmy w dalsza drogę… w szpitalu dostaliśmy miejsce w izolatce, niby dla wygody, ale cos mi się wydaje że to przez opis w skierowaniu… bo jak przyszła do nas pani doktor – z większym stażem jak się na oko wydawało, bardziej oschła, ale i bardziej wprawiona w obchodzeniu się z dziećmi – okazało się że już szykowała nam miejsce na oddziale, bo z opisu który w skierowaniu wysmarowała Pani doktor z przychodni to ona się spodziewała co najmniej sepsy (a tfu) … jednak po dokładnym obejrzeniu malucha stwierdziła, że wygląda on jej na zdrowego faceta… krostki nie budzą jej niepokoju, żółtaczka widać, że ustępuje, ogólnie młody reaguje prawidłowo, nawet kupki ma ok – co Jasiek był oczywiście bardzo skory pokazać po raz drugi podczas wojaży po szpitalach pozbawiając rodziców ostatniej pieluchy… na temat małego przyrostu wagi stwierdziła, że dziecko ma dwa tygodnie, żeby dojść do masy urodzeniowej… i generalnie to ona nie widzi potrzeby, żeby malucha ponownie kłóć… mamy tylko obserwować, nadal Ne stosować kosmetyków i myć malca w nadmanganianie potasu – ale nie w kolorze łososiowym tylko bladoróżowym… i tak wróciliśmy do domu – Jasiek padnięty śpi, przespał kolejne karmienie i jak on ma tu w spokoju przybierać na wadze skoro go ciągle ktoś gnębi i jak się okazuje – mam nadzieję że tak pozostaje – bez potrzeby… a morał z tego taki – nie warto zasięgać kilku rad specjalistów bo ilu lekarzy tyle diagnoz, a kremy z napisem „hipoalergiczne” mogą się okazać bardziej uczulające od tych „namolnych” ….

…i jeszcze jedno – odnośnie kwestii poruszonej przez w-z-s-mkę – dotyczącej karmienia butlą… otóż na początku po indukcjach i ostatecznej cesarce nie miałam pokarmu, Jasiek zatem dostawał butlę… w szpitalu prosząc o pokarm czułam się jak najgorsza, najbardziej wyrodna matka, a ja w zaciszu pokoju doiłam się jak głupia licząc chociaż na kropelkę… przełom nastąpił podczas wizyty mojej mamci – nagle pokarm zaczął lecieć… byłam przeszczęśliwa… jednak Jasiek nadal wolał butlę – także z powodu mojego „nieprzystosowanego bufetu” … w domu walczę z nim codziennie, najpierw cyc, potem ewentualnie butla z odciągniętym pokarmem, ale nadal mam poczucie, że sytość zapewnia mu dopiero sztuczny pokarm… jest mi ciężko, bo naprawdę chciałabym móc karmić malca wyłącznie tym co najlepsze… ale zaczynają mnie już męczyć ciągłe wyrzuty i naciski ze strony każdego przedstawiciela służb medycznych, z którym się spotykamy,  że powinnam, że muszę, że należy … nie wiem czy te wszystkie „mądre głowy” zdają sobie sprawę, że w tym wszystkim dużą rolę odgrywa psychika matki – a moja powoli siada …

on_the_edge : :
gru 05 2008 # 749
Komentarze: 9

A oto i Jaś...

 
Tuż po porodzie pierwszy widział mnie Tatuś :)


Z sesji zdjęciowej ze szpitala...

 
U Mamusi na ramieniu dumam...


...a Tatuś mnie karmi...

on_the_edge : :
gru 05 2008 ...748...
Komentarze: 7

...wróciłam... do domu, do świata, do rzeczywistości... wróciłam - jako mama, jako żona, jako ja... niby ta sama a jednak zupełnie inna... a ze mną Jaś - nasze szczęście... całe 2900 ciężaru i 53 długości ...
... jeszcze jestem pełna sprzeczności - łez radości i bezsilności, obaw i nadziei.... ale powoli przyzwyczajam się do roli... chociaż hormony i brak snu robią swoje... obrywa się niestety Wojtkowi - ale on jest dzielny, choć w roli ojca niewprawiony, to jednak wytrwały... kocham go za to... gdyby nie on... ech...
... pobyt w szpitalu był jedną wielka traumą... teraz staram się o wszystkim zapomnieć i nadążyć za nowym porządkiem życia...
... w końcu mam to czego pragnęłam całe życie - męża, syna, jestem matką - pora zacząć się z tego w pełni cieszyć:)...
...staram się ponadrabiać różne zaległości  - ale z malcem u boku nie jest to łatwe - teraz wolę na niego patrzeć - chyba mi wybaczycie jeśli zaległości blogowe nadrobię za jakiś czas:)...

on_the_edge : :