gru 10 2008

...750...


Komentarze: 7

…dziś był najcięższy dzień w dziesięciodniowej karierze Jaśka na tym świecie… a wszystko zaczęło się właściwie wczoraj wizytą patronacką pani położnej… Jasiem akurat rano dostał strasznej wysypki na buzi i większość wizyty kręciła się wokół tego faktu… pani położna najpierw stwierdziła, że to rumień noworodkowy, ale jednak przypomniała sobie historię z gronkowcem u swojego poprzedniego podopiecznego i nie omieszkała nam o tym wspomnieć… czym zasiała u mnie ostrą panikę… niby mówiła, że to jej wygląda na alergię, kazała odstawić wszystkie kosmetyki, wykąpać
w nadmanganianie potasu lub krochmalu ale jednocześnie kazała rano zgłosić się do pediatry w celu sprawdzenia co i jak… i tak też uczyniliśmy… wieczorem spóźniona kąpiel w łososiowym roztworze była dla Jaśka nawet przyjemna, a po kilku godzinach było już widać poprawę … rano część krostek zniknęła a pozostałe przyschnęły… jednak jako młodzi rodzice bez doświadczenia postanowiliśmy wykonać polecenie położnej i udaliśmy się do przychodni… i tam się zaczęło … młoda lekarka odkryła jeszcze ropiejące oczko, jakieś dziwne zaczerwienienie na „ptaszku”, nadmierną żółtaczkę i mały przyrost wagi – chociaż na archaicznej wadze nie była w stanie dokładnie zważyć małego … i tak oto dostaliśmy skierowanie na pogotowie w celu pobrania krwi (to byłby już 4 w życiu Jaśka, a po trzech ostatnich ma nadal sine rączki) … młoda Pani doktor bowiem podejrzewała jakieś bakteryjne zakażenie… tak więc wyruszyliśmy w dalsza drogę… w szpitalu dostaliśmy miejsce w izolatce, niby dla wygody, ale cos mi się wydaje że to przez opis w skierowaniu… bo jak przyszła do nas pani doktor – z większym stażem jak się na oko wydawało, bardziej oschła, ale i bardziej wprawiona w obchodzeniu się z dziećmi – okazało się że już szykowała nam miejsce na oddziale, bo z opisu który w skierowaniu wysmarowała Pani doktor z przychodni to ona się spodziewała co najmniej sepsy (a tfu) … jednak po dokładnym obejrzeniu malucha stwierdziła, że wygląda on jej na zdrowego faceta… krostki nie budzą jej niepokoju, żółtaczka widać, że ustępuje, ogólnie młody reaguje prawidłowo, nawet kupki ma ok – co Jasiek był oczywiście bardzo skory pokazać po raz drugi podczas wojaży po szpitalach pozbawiając rodziców ostatniej pieluchy… na temat małego przyrostu wagi stwierdziła, że dziecko ma dwa tygodnie, żeby dojść do masy urodzeniowej… i generalnie to ona nie widzi potrzeby, żeby malucha ponownie kłóć… mamy tylko obserwować, nadal Ne stosować kosmetyków i myć malca w nadmanganianie potasu – ale nie w kolorze łososiowym tylko bladoróżowym… i tak wróciliśmy do domu – Jasiek padnięty śpi, przespał kolejne karmienie i jak on ma tu w spokoju przybierać na wadze skoro go ciągle ktoś gnębi i jak się okazuje – mam nadzieję że tak pozostaje – bez potrzeby… a morał z tego taki – nie warto zasięgać kilku rad specjalistów bo ilu lekarzy tyle diagnoz, a kremy z napisem „hipoalergiczne” mogą się okazać bardziej uczulające od tych „namolnych” ….

…i jeszcze jedno – odnośnie kwestii poruszonej przez w-z-s-mkę – dotyczącej karmienia butlą… otóż na początku po indukcjach i ostatecznej cesarce nie miałam pokarmu, Jasiek zatem dostawał butlę… w szpitalu prosząc o pokarm czułam się jak najgorsza, najbardziej wyrodna matka, a ja w zaciszu pokoju doiłam się jak głupia licząc chociaż na kropelkę… przełom nastąpił podczas wizyty mojej mamci – nagle pokarm zaczął lecieć… byłam przeszczęśliwa… jednak Jasiek nadal wolał butlę – także z powodu mojego „nieprzystosowanego bufetu” … w domu walczę z nim codziennie, najpierw cyc, potem ewentualnie butla z odciągniętym pokarmem, ale nadal mam poczucie, że sytość zapewnia mu dopiero sztuczny pokarm… jest mi ciężko, bo naprawdę chciałabym móc karmić malca wyłącznie tym co najlepsze… ale zaczynają mnie już męczyć ciągłe wyrzuty i naciski ze strony każdego przedstawiciela służb medycznych, z którym się spotykamy,  że powinnam, że muszę, że należy … nie wiem czy te wszystkie „mądre głowy” zdają sobie sprawę, że w tym wszystkim dużą rolę odgrywa psychika matki – a moja powoli siada …

on_the_edge : :
15 grudnia 2008, 19:28
Wu- bo to maminsynki są :) i temu :)
Filip w 42 tc a Jakub też by se posiedział ale nie można było ryzykować ;)
A ja myślałam, że Ty tak milczysz bo już te butelki parzysz ;)
Wu
14 grudnia 2008, 17:32
sory ote, że u Ciebie załatwiam nie swoje sprawy.... Matka Kaja do tablicy! znowu hasło zmieniłaś??


ote, buziaki :**
Wu
14 grudnia 2008, 17:31
no i ofkors ja. bo muszę wywlec na światło dzienne, ze pierdolę [ajm sory] rady położnych co do przstawiania, bo...ja nie chcę i ch**. już nie chcę. a do hospital biorę mleko w proszku własne. żeby mi nikt nie odmówił. o. a Ty się kochana nie nerwuj, tylko rób tak, jak Ci instynkt podpowiada. tak z reguły jest najlepiej. gdybym ja na siłę przystawiała moje dzieciaki do cyca, to pewnie...widziałaś reklamę Twix? kaaaamel, ciaaaacho, ceeeeekolada. a moje dziecko krzyczałoby: no żesz kurwa!

a co do wysypek, to od siebie dorzuce, że Bandytę kąpałam w emulsji Oilatum. pomogło. skóra jak po kąpieli w oliwkach jakichś czy balsamach. i żadnych tam oliwek innych nie używałam ani pudrów. nom. to tyle ode mnie.

Wyrodna Matka, która karmić nie chce i całkiem dobrze się z tym czuje. adieu!

p.s.
ja wciąż się kulam, a to już 41 t.c
chłopakom dobrze w moim srodku jak widac.
10 grudnia 2008, 21:35
to ja tez dorzuce swoje 3 grosze. Basie urodzilam (cc) w sobote po 11 i cala sobote, cala niedziele byla na butli. W ogole nie dostawalam jej na karmienie bo po znieczuleniu podpajeczynowkowym musialam lezec plackiem. Pokarm mialam, ale dziecko juz ssac nie chcialo. Walczylam w szpitalu, dziecko darlo sie cala noc a jak szlam do pielegniarek po butelke z mlekiem to mi odmawialy. "Przystawiac jak najczesciej, pozniej mleko bedzie leciec ciurkiem". Wiec przystawialam calymi dniami i mimo ze laktacja sie rozkrecila dziecko sie nie najadalo. Teraz Basia ma 7 miesiecy, dostaje i sztuczne mleko i piers. Od poczatku ja dokarmialam. Przeciez nie bede glodzic dziecka. Mlekiem sie najada a z piersi sciaga to co najlepsze :)
10 grudnia 2008, 20:11
Martyniu- nie było mleka w proszku, ale były krowy i krowie mleko.
kurcze, strasznie mnie irytuje jak ktoś kto mógł normalnie karmić wsadza nam takie kity, że się przemęczycie i będzie ok...
pytam ile?
aż się dziecko odwodni?
aż dostanie zapaści a my wylądujemy w szpitalu psychiatrycznym?
bo na prawdę psychika siada jak się walczy o każdą kroplę pokarmu, o to, żeby dzieciak dobrze złapał sutek i zassał... i jak po godzinnym karmieniu pod tytułem, ssie a nic nie czuję, o zlapał o co chodzi, o znów tylko cmoka... wyjmowanie, wkładanie, zachęcanie, kręgosłup siada, nerwy siadają, godzina mija, dziecko zasypia i po pół godziny jest wrzask...
i od nowa zabawa...
nie rozumieją tego kobiety którym jest dane karmić..
takie to naturalne- a my wam zazdrościmy...
przynajmniej ja.
bo juz nie wiedziałam co robić i waśnie czułam się taka beznadziejna, że wszystkie inne karmią swoje dzieci a ja nie mogę swoj
10 grudnia 2008, 19:10
Ja pewnie reagowałabym podobnie jak Ty, ale Martynia ma rację. Nie można się tak denerwować, bo to nikomu dobrze nie robi.
10 grudnia 2008, 18:07
...moja droga ..zacznę od tego, że kiedyś nie było w mleka w proszku i matki wykarmiały dzieci... uwierz mi, że masz wystarczającą ilość pokarmu, żeby wykarmić swoje dziecko...przystawiaj go jak najczęściej i samo się będzie produkować ... tylko jedna rada...SPOKÓJ TWÓJ...dziecko odbiera każdy niepokój, zaczyna się denerwować, potem Ty też a skutkiem jest brak pokarmu... pomęczycie się na początku oboje ale wierzę, że dacie radę... po drugie, krostki, strupki i inne cuda wianki to częste u noworodków ... wiem, jak bardzo to trudne ale należy zachować zdrowy rozsądek... wiem to z perspektywy czasu, sama też panikowałam;)...maleństwo weszło w inny świat...wszystko jest dla niego "obce" ...musi się dostosować, nauczyć tego świata ....

Dodaj komentarz