...750...
Komentarze: 7
…dziś był najcięższy dzień w dziesięciodniowej karierze Jaśka na tym świecie… a wszystko zaczęło się właściwie wczoraj wizytą patronacką pani położnej… Jasiem akurat rano dostał strasznej wysypki na buzi i większość wizyty kręciła się wokół tego faktu… pani położna najpierw stwierdziła, że to rumień noworodkowy, ale jednak przypomniała sobie historię z gronkowcem u swojego poprzedniego podopiecznego i nie omieszkała nam o tym wspomnieć… czym zasiała u mnie ostrą panikę… niby mówiła, że to jej wygląda na alergię, kazała odstawić wszystkie kosmetyki, wykąpać
w nadmanganianie potasu lub krochmalu ale jednocześnie kazała rano zgłosić się do pediatry w celu sprawdzenia co i jak… i tak też uczyniliśmy… wieczorem spóźniona kąpiel w łososiowym roztworze była dla Jaśka nawet przyjemna, a po kilku godzinach było już widać poprawę … rano część krostek zniknęła a pozostałe przyschnęły… jednak jako młodzi rodzice bez doświadczenia postanowiliśmy wykonać polecenie położnej i udaliśmy się do przychodni… i tam się zaczęło … młoda lekarka odkryła jeszcze ropiejące oczko, jakieś dziwne zaczerwienienie na „ptaszku”, nadmierną żółtaczkę i mały przyrost wagi – chociaż na archaicznej wadze nie była w stanie dokładnie zważyć małego … i tak oto dostaliśmy skierowanie na pogotowie w celu pobrania krwi (to byłby już 4 w życiu Jaśka, a po trzech ostatnich ma nadal sine rączki) … młoda Pani doktor bowiem podejrzewała jakieś bakteryjne zakażenie… tak więc wyruszyliśmy w dalsza drogę… w szpitalu dostaliśmy miejsce w izolatce, niby dla wygody, ale cos mi się wydaje że to przez opis w skierowaniu… bo jak przyszła do nas pani doktor – z większym stażem jak się na oko wydawało, bardziej oschła, ale i bardziej wprawiona w obchodzeniu się z dziećmi – okazało się że już szykowała nam miejsce na oddziale, bo z opisu który w skierowaniu wysmarowała Pani doktor z przychodni to ona się spodziewała co najmniej sepsy (a tfu) … jednak po dokładnym obejrzeniu malucha stwierdziła, że wygląda on jej na zdrowego faceta… krostki nie budzą jej niepokoju, żółtaczka widać, że ustępuje, ogólnie młody reaguje prawidłowo, nawet kupki ma ok – co Jasiek był oczywiście bardzo skory pokazać po raz drugi podczas wojaży po szpitalach pozbawiając rodziców ostatniej pieluchy… na temat małego przyrostu wagi stwierdziła, że dziecko ma dwa tygodnie, żeby dojść do masy urodzeniowej… i generalnie to ona nie widzi potrzeby, żeby malucha ponownie kłóć… mamy tylko obserwować, nadal Ne stosować kosmetyków i myć malca w nadmanganianie potasu – ale nie w kolorze łososiowym tylko bladoróżowym… i tak wróciliśmy do domu – Jasiek padnięty śpi, przespał kolejne karmienie i jak on ma tu w spokoju przybierać na wadze skoro go ciągle ktoś gnębi i jak się okazuje – mam nadzieję że tak pozostaje – bez potrzeby… a morał z tego taki – nie warto zasięgać kilku rad specjalistów bo ilu lekarzy tyle diagnoz, a kremy z napisem „hipoalergiczne” mogą się okazać bardziej uczulające od tych „namolnych” ….
…i jeszcze jedno – odnośnie kwestii poruszonej przez w-z-s-mkę – dotyczącej karmienia butlą… otóż na początku po indukcjach i ostatecznej cesarce nie miałam pokarmu, Jasiek zatem dostawał butlę… w szpitalu prosząc o pokarm czułam się jak najgorsza, najbardziej wyrodna matka, a ja w zaciszu pokoju doiłam się jak głupia licząc chociaż na kropelkę… przełom nastąpił podczas wizyty mojej mamci – nagle pokarm zaczął lecieć… byłam przeszczęśliwa… jednak Jasiek nadal wolał butlę – także z powodu mojego „nieprzystosowanego bufetu” … w domu walczę z nim codziennie, najpierw cyc, potem ewentualnie butla z odciągniętym pokarmem, ale nadal mam poczucie, że sytość zapewnia mu dopiero sztuczny pokarm… jest mi ciężko, bo naprawdę chciałabym móc karmić malca wyłącznie tym co najlepsze… ale zaczynają mnie już męczyć ciągłe wyrzuty i naciski ze strony każdego przedstawiciela służb medycznych, z którym się spotykamy, że powinnam, że muszę, że należy … nie wiem czy te wszystkie „mądre głowy” zdają sobie sprawę, że w tym wszystkim dużą rolę odgrywa psychika matki – a moja powoli siada …
Filip w 42 tc a Jakub też by se posiedział ale nie można było ryzykować ;)
A ja myślałam, że Ty tak milczysz bo już te butelki parzysz ;)
ote, buziaki :**
a co do wysypek, to od siebie dorzuce, że Bandytę kąpałam w emulsji Oilatum. pomogło. skóra jak po kąpieli w oliwkach jakichś czy balsamach. i żadnych tam oliwek innych nie używałam ani pudrów. nom. to tyle ode mnie.
Wyrodna Matka, która karmić nie chce i całkiem dobrze się z tym czuje. adieu!
p.s.
ja wciąż się kulam, a to już 41 t.c
chłopakom dobrze w moim srodku jak widac.
kurcze, strasznie mnie irytuje jak ktoś kto mógł normalnie karmić wsadza nam takie kity, że się przemęczycie i będzie ok...
pytam ile?
aż się dziecko odwodni?
aż dostanie zapaści a my wylądujemy w szpitalu psychiatrycznym?
bo na prawdę psychika siada jak się walczy o każdą kroplę pokarmu, o to, żeby dzieciak dobrze złapał sutek i zassał... i jak po godzinnym karmieniu pod tytułem, ssie a nic nie czuję, o zlapał o co chodzi, o znów tylko cmoka... wyjmowanie, wkładanie, zachęcanie, kręgosłup siada, nerwy siadają, godzina mija, dziecko zasypia i po pół godziny jest wrzask...
i od nowa zabawa...
nie rozumieją tego kobiety którym jest dane karmić..
takie to naturalne- a my wam zazdrościmy...
przynajmniej ja.
bo juz nie wiedziałam co robić i waśnie czułam się taka beznadziejna, że wszystkie inne karmią swoje dzieci a ja nie mogę swoj
Dodaj komentarz