Archiwum 12 sierpnia 2005


sie 12 2005 ...551...
Komentarze: 5

...wróciliśmy... było .. hmm... błotnie, deszczowo, ulewnie, mzawkowo, ciut słonecznie, odrobinkę tęczowo, obrzydliwie jedzeniowo, ciasnawo, zimno, brudno... ale pomimo wszelkich niedogodności... suma sumarum... przyjemnie... bo jak inaczej mogło być z Moim Kochaniem, moja kochana Kamilką, wciąż wkręcającym Gabciem, zabawnym K., nadwyraz dojrzałym M., opieszałą K., niekompetentną O., i bandą dzieciaków (mniej lub bardziej symatycznych ale zawsze dostarczających wrażeń)... bo otóż wylądowaliśmy w bieszczadzkiej stanicy ZHP... na obozie nie do końca dla harcerz, ale jednak pretendującym do takiego... gdzie starano sie zachowac wszelkie reguły... były więc apele, musztry, odprawy, zajęcia programowe, służby ( w tym w kuchni - gdzie naoobierałam się ziemniorów na 10 lat do przodu, więc chyba w "naszym magicznym domu" tę czynność przejmie Moje Kochanie:) )... był nadmiar wody z nieba i niedomiar w kranie... ale przede wszystkim był bieszczadzki klimat... oderwanie od rzeczywistości... i życie toczące się zupełnie innym rytmem... spokojnie niemalże bezproblemowo... pomijając przeciekający namiot, strach przed zwianiem dobytku życia i nas wraz z nim, oraz wszechogarniającego wkurwienia na wszędobylskie błoto ... a teraz powrót do rzeczywistości... zyskaliśmy kilka udogodnień... jak chociażby ciepłe łóżko, stały, suchy dach nad głową i pyszne dania mojej mamci... ale wróciły tez problemy dnia codziennego... i strach... bo "życie dorosłę" już czeka za progiem... i puka nieubłaganie do drzwi ponaglając i przypominając że już pora opuścic rodzinne gniazdko... ale damy radę... w końcu przetrwaliśmy pionierskie warunki bieszczad... mamy siebie... mamy naszych przyjaciół... i głowy pełne planów do realizacji... trzeba tylko zacząć...

on_the_edge : :